• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Giertych: przywróćmy mundurki

ms, IAR
24 lipca 2006 (artykuł sprzed 17 lat) 
Minister Roman Giertych chce w ustawie zagwarantować szkołom prawo do wprowadzenia obowiązkowych mundurków dla uczniów... Minister Roman Giertych chce w ustawie zagwarantować szkołom prawo do wprowadzenia obowiązkowych mundurków dla uczniów...
...choć wiele szkół wymaga mundurków od dawna, i bez oglądania się na ustawę. Na zdjęciu uczniowie Zespołu Szkół Łączności w Gdańsku. ...choć wiele szkół wymaga mundurków od dawna, i bez oglądania się na ustawę. Na zdjęciu uczniowie Zespołu Szkół Łączności w Gdańsku.
Powszechny powrót szkolnych mundurków? Roman Giertych, minister edukacji narodowej chciałby, aby każda szkoła mogła wprowadzić obowiązek noszenia jednolitych strojów. Decyzję należałaby do dyrektora szkoły bądź rady rodziców.

Zapis o możliwości wprowadzania mundurków ma się znaleźć w nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Minister Roman Giertych przekonuje, że takie rozwiązanie ma wiele korzyści. - W szkole nie będzie już sytuacji, kiedy dzieci przechwalają się strojami - to jedna z zalet proponowanego rozwiązania przytoczona przez ministra Romana Giertycha.

Jako kolejny argument minister przywołuję sytuację panującą w szkołach prywatnych. Tam, gdzie istnieje już nakaz noszenia mundurków, łatwiej zauważyć obcą osobę, która wchodzi na teren szkoły.

Warto przypomnieć, że szkolne mundurki - nawet bez wsparcia ustawowego - od dawna wymagane są w wielu szkołach średnich. W Trójmieście należą do nich choćby gdański zespół szkół Conradinum czy Liceum Morskie.

Informacyjna Agencja Radiowa, która jako pierwsza poinformowała o nowej inicjatywie Romana Giertycha donosi, że ministerstwo nie zamierza wprowadzić jednego, powszechnie obowiązującego wzoru strojów. Każda szkoła będzie mogła wprowadzić mundurki według własnego pomysłu.
Pomysły ministra Giertycha
Roman Giertych jest ministrem edukacji narodowej od 5 maja br. i trzeba przyznać, że jako szef polskiego szkolnictwa nie zasypia gruszek w popiele. Inicjatywa mundurkowa nie jest jego pierwszym głośnym pomysłem. Wcześniej minister Giertych proponował m.in.:

- rozdzielenie nauki historii Polski od historii powszechnej,
- zastąpienie jednej godziny lekcyjnej wf-u właśnie godziną historii Polski,
- kupno dla bibliotek wszystkich szkół średnich 15-tomowego wydania dzieł zebranych Jana Pawła II (koszt jednego zestawu to 1125 zł, zaś wszystkich kompletów 19 mln zł)
- amnestię dla części maturzystów, czyli zaliczenie matury tym uczniom, którzy nie zdali tylko jednego przedmiotu, a na pozostałych egzaminach uzyskali co najmniej 30 proc. punktów.
ms, IAR

Opinie (285) 9 zablokowanych

  • a czemu nie....

    pomijajac opinie Giertycha w tej sprawie, w moich kregach juz dawno panuje opinia , ze mlodziez obecna spada na psy, doslownie, chore jest to , ze panienki w szkole wygladaja jak podrzednej klasy prostytutki w chinskich przymalych ciuszkach......troszke smaku i klasy mlodziezy, ja mieszkam obecnie we Francji i moja corka chodzi do szkoly tzw "mundurowej" i wcale przez to nie pada jej na glowe, ale jak przyjechalam do siostry do Polski i poszlam do szkoly w ktorej ona pracuje, to mnie sie wlos zajezyl na glowie.....porazka mlodziezy , porazka.....zal mi was :)

    • 0 0

  • Witamy Giertychu w II PRL-u! Pamiętaj, że to juz było!!

    więc nie przyznawaj się do autorstwa bo to byłby plagiat!!

    • 0 0

  • W wielu cywilizowanych krajach obowiązują

    mundurki i nikt tam się z tego nie naśmiewa bo to ma sens tyko polski prymitywny głupek jak zawsze gardłuje.

    • 0 0

  • po co ta afera

    sam pomysł z mundurkami nie jest zły. dzieciaki są okrutne, a jak ma się czuć w grupie młodych chłopaczków noszących ciuchy Nike za ok tysiaka dziecko, które ma wytarte spodnie po starszym bracie? przynajmniej dzieciaki nie będą od małego indoktrynowane przez pokręconych rodziców, że im drożej na sobie tym lepiej się preszentujesz. sam pomysł jest powszechnie akceptowany w wielu krajach zachodnich. Co do pomysłu zakupu książek papieża. bez przesady, 19 mln złotych za książki, których nikt nie będzie czytał, a poza tym, czemu tylko dzieła JP2, a nie wszystkich papieży co coś publikowali. Kościół jest powszechny, czemu się zachwycamy jedynie "naszym" papieżem. a co z dziełami islamskimi, żydowskimi? jak się coś robi, to trzeba pomyśleć o wszystkich. Giertych be

    • 0 0

  • lektury z makulatury na czasie

    "I. Dzwonek szkolny

    - Dendele!... Dendele!...

    Miasteczko śpi jeszcze, nakryte mgłą jak pierzyną. Godzina zaledwie siódma. W końcu października nie wszyscy o tej porze wstają do pracy, czynią to tylko ci, co muszą: rzemieślnicy, sługi, uczniowie.

    Głos dzwonka z trudnością przedziera się przez mgłę. Jednak dolatuje, gdzie trzeba. Świadczą o tym migające tu i owdzie w oknach blade płomyki świec - łojowych. Stearyny oszczędni obywatele używają tylko ,,od wielkiego dzwonu": szkoda jej dla dzieciaków, które w tej chwili z pośpiechem nadzwyczajnym parzą sobie usta gorącą kawą, wpychają do tek książki, jabłka, kajety i obwarzanki, "przepowiadając" jednocześnie na cały głos: katechizm, gramatykę polską, deklamację łacińską i geografię.

    - Dendele!... dendele!... dendele!...

    Dzwonek odzywa się to głośniej, bardzo głośno nawet, jakby krzyczał na opieszałych z gniewem i niecierpliwością; to znów ciszej, nawet zupełnie cicho, jakby mu sił brakło lub sam w drzemkę zapadał...

    W szarym świetle poranku przebiegają w różnych kierunkach, z koszykami i bez koszyków, boso i w przydeptanych pantoflach, rozczochrane, na pół senne służące.

    - Kasiu! czy to ju drugi raz dzwonili?

    - Nie, dopiru pierwszy.

    - Nie gadaj!

    - Tociem na własne uszy słyszała...

    - Słyszałaś, ale segnaturkę u Refermatów.

    - Spieszajta! paniczowi bułków na gwałt trzeba!

    - Ojoj! wielka rzecz! Może zaczekać. I tak Judkowa jeszcze nie upiekła.

    - Upiekła. Lećta duchem do Żydówki.

    - Na jednej nodze!

    - Jak bocion!

    Kilka dziewuch pędzi w stronę wąskiej uliczki, zamieszkałej przez Żydów. Jest tam jeden mały, krzywy, w ziemię zasunięty domek, nad którym zawsze o tej porze unosi się to prosta jak obelisk, to maczugowato u góry rozszerzająca się, to rozpryśnięta jak fontanna, to spiralnie skręcona, to wreszcie jakby przełamana i w dół spadająca kolumna burego dymu. W tym domku mieszka Judkowa, główna karmicielka studentów, których nazywa "skubentami", najpierwsza na całe-miasteczko obwarzankarka, przez nikogo nieprześcignięta, twórczyni obwarzanków "groszowych", "plecionych", "jajecznych" oraz "chał", "makagig" i słodkich "mac", cynamonem. osypywanych.

    - Dendele!... dendele!... dendele!...

    Po pięciominutowym odpoczynku dzwonek z nową siłą, i z wyraźną już złością krzyczy na spóźniających się. Krzyczy długo, zajadle, potem w największym paroksyzmie gniewu. urywa w jednej chwili, jak człowiek, który głośno i namiętnie spierając się, nagle machnął ręką, odwrócił się - odchodzi...

    Kto mowę dzwonków rozumie, w tym dzwonieniu słyszał wyraźnie:

    - Nuże, leniuchy, ospalcy, próżniaki! Czyż się was dziś nie dowołam? Piersi zrywam, serce ledwie mi nie pęknie, a wy nic! Śpiesznie rzucajcie wszystko, przybywajcie, bo inaczej... Zresztą - jak się wam podoba! Możecie zwlekać, spóźniać się, nawet wcale nie przychodzić... Nic mi do tego. Ale wiedzcie, że was czeka "pałka" z pilności, zamknięcie w ciemnej izbie przy kancelarii, rozmowa w cztery oczy z inspektorem, ze stróżem, może nawet wysyłka bezterminowa "na grzyby"... W końcu - dajcie mi pokój. Mam was dosyć!

    Na ulicach zaniebieszczyło się od mundurków granatowych. Z kamienic i kamieniczek, z drewnianych oparkanionych dworków, z kletek ledwie kupy się trzymających wybiegają malcy i wyrostki. Podążają w jedną stronę, potrącając się, wyścigając. Na rogu ulicy dwóch się spotkało; przez resztę drogi biegną obok siebie cwałem, rzucając słowa oderwane...

    - Te, Gęba.

    - A co?

    - Słyszałeś dzwonek?

    - Aha!

    - To ci dopiero był zły!

    - Iii... głupstwo!

    - Nie gadaj! Ja się znam na dzwonku!

    - Więc cóż?

    - Inspektor pewnie się wścieka...

    Już nie biegną, ale pędzą. Dobiegli zdyszani do szkoły. Ledwie wśliznęli się na korytarz, kulawy Szymon zatrzasnął za nimi z łoskotem ciężkie, okute drzwi, wiodące razem do szkoły i do klasztoru.

    Mają tylko tyle czasu, ile trzeba na zrzucenie płaszczów, zawieszenie czapek na kołkach, wsunięcie tek we właściwe przegródki.

    Już w długim korytarzu, łączącym szkołę z kościołem, formują się pary. Pierwsza klasa w samych mundurkach, z gołymi głowami, stoi gotowa do marszu; druga klasa wysypuje się na korytarz; trzecia wychyla się z otwartych drzwi, czekając na swą kolej; czwarta bez zbytniego pośpiechu szykuje się do wyjścia; piąta - same filozofy z rękoma w kieszeniach, z golonymi scyzorykiem brodami - wygląda przez okna obojętnie, po stoicku, poświstując lekko, jakby jej ten ruch wcale nie dotyczył.

    Profesor Salamonowicz, ruchliwy, nerwowy, biega szybko w prawo i lewo, na górę i na dół, do wszystkich klas zaglądając, do pośpiechu nagląc. Profesor Izdebski, poważny, zatabaczony, w granatowym fałdzistym, szeroko rozpostartym płaszczu z peleryną, z podciągniętymi wysoko, dla oszczędności, nogawicami, sunie środkiem korytarza, między dwoma rzędami mundurków, kołysząc się lekko na dużych, płaskich stopach, w obuwiu z grubej, juchtowej skóry, ze startymi doszczętnie napiętkami. Nosowym, przyciszonym głosem strofuje malców, rzucając im co chwila swe ulubione hasło:

    - Baczność!... Uwaga!...

    W kilka chwil później długim, półciemnym korytarzem, na kształt długiej, niebieskiej, o srebrnych cętkach liszki, posuwa się cała szkoła, szeleszcząc rytmicznie stopami. Wpłynęła bocznym wejściem do kościoła i skupiła się w prawidłowych czworobokach tuż przy prezbiterium dla wysłuchania "mszy studenckiej", odprawianej przy wielkim ołtarzu codziennie, z wyjątkiem miesięcy zimowych, przed lekcjami.

    Pod wysokim sklepieniem, w zagłębieniach ołtarzy, na chórze, zawsze pełnym mroku, czają się jeszcze resztki nocy i snu. ,,Nowozaciężnym" pierwszoklasistom, nie wyzwolonym całkowicie z dziecinnych, domowych przyzwyczajeń, kleją się jeszcze oczy. Ale zabłysnęły w ołtarzu światła, ozwał się miły głos księdza prefekta:

    - Introibo ad altare Dei.

    Trzecioklasista w białej komeżce, służący do mszy, uderzył mocno w dzwonek, zagrzmiał z góry akord organowy - noc i sen pierzchają pokonane.

    W poważnym milczeniu szli uczniowie na mszę; powracają z gwarem głośnym, który głucho tętni pod niskim sklepieniem korytarza. Szybko zajęli swe miejsca, rozkładają hałaśliwie książki i kajety. Każda klasa zmienia się na chwilę w ul brzęczący. Potem wchodzą nauczyciele - wszystko zapada w ciszę. Rozpoczyna się pierwsza lekcja, ,,od ósmej do dziewiątej".

    Dzwonek spełnił, co do niego należało. Kilku maruderów pozostało za drzwiami, ale dwustu kilkudziesięciu chłopców klęczy przykładnie w ławkach, powtarzając zmieszanym chórem:

    - Przyjdź, Duchu Święty, napełnij serca nasze...

    Zaraz potem, na dole i na górze, spoza drzwi zamkniętych dochodzą stłumione głosy nauczycieli, odczytujących "listę". W jednym miejscu głos mocniejszy od innych wywołuje donośnie:

    - Bagiński, Batogowski, Bellon, Brudzyński, Ciaputowicz, Dąbrowski, Dembowski, Demianowicz, Elżanowski, Gadomski. Gembarzewski, Gomulicki...

    Dzwonek zrobił swoje - teraz może odpoczywać do godziny drugiej, o której znów będzie wzywał niesforną gromadkę na dwie lekcje poobiednie. Odpoczynek dłuższy, prócz świąt, "galówek" i ferii, miewa jeszcze we środy i w soboty. W te dni dzieci nie przychodzą już po obiedzie do szkoły.

    Poczciwy, czujny, niezmordowany dzwonek! Ileż pokoleń budzi wytrwale z gnuśnego lenistwa do modlitwy i nauki, dwóch największych skarbów życia, bez których nie można ani szczęścia zdobyć, ani zostać człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu!

    Mieszka ten dzwonek wysoko, na jednej z wież kościoła, dziś benedyktyńskiego, a który wcześniej, przez dwa stulecia blisko, służył jezuitom. Kto ma dobre oko, dojrzeć go może w dzień jasny przez jedno z wąziutkich, do strzelnic podobnych okienek. Jest wysmukły, jak kleryk w obcisłej sutannie, a od starości już nie zielony, lecz czarny. Przypomina kruka, dożywającego dni swych w niedostępnym gnieździe.

    Kto wie, czy nie ten sam dzwonek przed dwustu kilkudziesięciu laty budził i do rzeczywistości przywoływał pewnego skłonnego do marzeń, zawsze zamyślonego młodzieńczyka, owego małego, z ostrym, wyrazistym profilem "Matyjaszka", z którego wyrosnąć miał głośny na całą Europę Mateusz Sarbiewski?... Kto wie, czy rześki i skoczny rytm tego dzwonka nie rozweselał ongi uszów księdza Piotra Skargi i księdza Jakuba Wujka, którzy w tych murach długie chwile przemodlili i przemyśleli?...

    To pewne, że widuje się niekiedy starców drżących, którym się "na drugie stulecie zabiera", jak dzwonek ów usłyszawszy, stają w miejscu, prostują się i szyję wyciągają niby wierzchowiec kawaleryjski na głos trąbki wojskowej. Potem uśmiech rozszerza ich szczęki bezzębne, w przygasłych oczach żywy płomień błyska. Machając rękoma, niby ptaki ciężkie, silnym rozmachem skrzydeł pomagające sobie do lotu - próbują biec na równi z uczniami w stronę gmachu szkolnego. Nogi im się splątały - przystają zdyszani...

    - Nie zdążymy... - szeplenią. - Ksiądz rektor znów nam złą notę postawi...

    I pomarszczone ich twarze osmucają się tym samym wyrazem zmartwienia, jaki miały przed osiemdziesięciu kilku laty w podobnym wypadku...

    Nie tylko ucząca się dziatwa, ale razem z nią jej ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie słuchają dzwonka benedyktyńskiego jak starego, dobrego przyjaciela i ochmistrza.

    Kto urodził się w miasteczku i kto w nim umiera, temu jest ten dzwonek nieodstępnym przez całe życie towarzyszem.

    Więc być może nawet, że gdy w ciche, błękitne poranki głos dzwonka dopływa aż do krańców miasta, gdzie na zielonym wzgórzu ponad Narwią szarzeją, bieleją i złoceniami migocą krzyże i kamienie nagrobne - dreszcz miły przenika prochy praojców, co tam od niepamiętnych czasów snem nie przespanym zasypiają...

    Na cmentarzu staje się prawie wesoło, gdy pomiędzy groby wpada w podskokach rześkie, pobudliwe, jakby roztańczone:

    - Dendele!... dendele!... dendele!..."

    • 0 0

  • Jak już, to już......

    czarne mundurki , żółtawe koszule , czarne krawaty i na ramę opaski czerwone z białym kółkiem , a tam hackenkreutz.
    A co , a jak , kartoflanka , Red Hot Czyli Lepper , laxigen i inna swołocz........

    • 0 0

  • Naprawdę, żenująca jest głupota forumowiczów

    POPIERAM POMYSŁ MUNDURKÓW!!

    Mudurki są dobre bo:

    1. Identyfikują ze swoją szkołą
    2. Kończą z popisami ciuchowo-erotycznymi, zwłaszcza w gimnazjach i ogólniakach
    3. Ułatwiają identyfikację na ulicach
    4. Są korzystne dla dzieci z biedniejszych rodzin, gdyż nie pokazują statusu materialnego ucznia poprzez ubiór
    5. koszty przy dużych zamówieniach są znikome - i tak tańsze niż kupowanie nowych ubrań dla pociech
    6. w dłuższym czasie uczą szacunku do własnej szkoły

    Przecież mundurki to pewnie tylko jednakowe marynarki dal chłopców i garsonki, a nie unifrom wojskowy. Mogą być w różnych kolorach w zależności od "barw" danej szkoły.

    Jeżeli stado baranów, którzy na hasło Giertych pluje i kwiczy bez opamiętania przedstawi racjonalne argumenty przeciw mundurkom to czekam, bo na razie to jestem zażenowany głupotą i złą wolą szczekających fafików

    • 0 0

  • "Naprawdę, żenująca jest głupota forumowiczów"

    Zaprawdę powiadam że głupota żenująco powalająca.
    Dlaczego zapytacie?
    Bo tak powiada osskaa guru nasz i wyrocznia nasza, jedyny fafik który nie szczeka w IV RP.
    Czemu nie szczeka zapytacie?
    Może beret ma za ciasny, może po prostu mowę mu odjęło, może jest głodny bo poczta zalega z zasiłkiem, może już boi się szczekać, a może ubrał już mundurek i po prostu nie wypada.

    • 0 0

  • Pomysły Giertycha

    to faktycznie chore bredzenie: dzieła Papieża, amnestia maturalna, mniej wuefu - o kurna!
    Co do mundurków - zdania są podzielone. Ma to swoje wady i zalety.
    Na pewno mniej jest wtedy kłótni i kłopotów w co ubrać dziecko do szkoły, i to jest plus.
    Ale jeśli ktokolwiek sądzi, że mundurki zakończą rywalizację między dziećmi, to się grubo myli, są jeszcze: plecaki (można mieć Nike albo za 15 zł z marketu), piórniki, buty, gadżety... Poza tym nie jestem taka w 100% przekonana, czy dla dziecka świadomość, że na świecie są biedniejsi i bogatsi jest taka niekorzystna. Przecież to jest ŻYCIE. Nie chodzi o to, żeby się czymkolwiek przechwalać, tylko właśnie nauczyć dziecko, że czy ma się na grzbiecie bluzę za 5, 50 czy 500 zł właśnie jest nieistotne - a nie wierzę, że można to zrobić w warunkach, w których każdy ma na sobie ten sam mundurek, bo wtedy się tę świadomość wypiera, zamiast się z nią oswajać.
    Inna sprawa to lanserka i pokazy mody w szkole, 13-latki ubrane jak tirówki - szkoła powinna to ukrócić, ale czy mundurki są rozwiązaniem? Nie byłabym taka pewna.

    • 0 0

  • Słusznie

    Odwiedzając szkołę nie można odróznić nauczyciela od ucznia. Dziewczynki 13-14 letnie wyglądają jak Tirówki, które prosto z trasy idą do szkoły.Makijaż niedoskonały , rozmazany na delikatnej ładnej buzi i mini odsłaniające niedoprane majtki. Toż to małe Lolitki.I czego tu bronic niech guwniary ubiorą mundurki to przynajmiej będzie wiadomo ,że to uczennica, a nie latawica.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Pracodawcy w Trójmieście

Forum

Najczęściej czytane