Sezon na zwalnianie nie chce - niestety - minąć. Także w pewnej firmie, nazwijmy ją X, trwa w najlepsze. Pracuje tam (jeszcze) pewna grupa przestraszonych osób. Właściwie określenie "pracują" jest nie do końca adekwatne. W związku z sezonem na zwalnianie oraz pewną nazwijmy to niezaradnością komunikacyjną kierownictwa olbrzymia grupa pracowników udała się na zwolnienia lekarskie. Bynajmniej nie dlatego, że czują się chorzy, po prostu boją się pojawić w pracy i znaleźć na celowniku swojego szefa. Ci, którzy nadal do pracy przychodzą nie są z kolei wydajni, ponieważ w takich warunkach pracować się nie da.
tak, mamy dobrze rozwiniętą kulturę organizacyjną
23%
bywa różnie, raz lepiej raz gorzej
22%
absolutnie nie, z człowiekiem nikt się nie liczy
55%
Jednym z tych, którzy narażeni są na te perturbacje jest pan Janusz. Kiedy się z nim rozmawia ciężko jest mu zachować spokój. Mówi, że zwalnianie w firmie X trwa kolejny miesiąc. Mówi także, że końca nie widać, bo co kilka dni pojawia się jakaś ogólna informacja, że będą zwalniać kolejną osobę z jakiegoś działu. Tyle że nie wiadomo kogo ani kiedy konkretnie. Nie wiadomo także jakie kryteria wyboru "szczęśliwca" będą obowiązywały.
Ci, którzy przebywają na zwolnieniu boją się wrócić, żeby nie dostać wymówienia do ręki, liczą na to, że uda im się przeczekać. W pracy zauważalna jest wszechobecna panika, krąży tysiąc "teorii spiskowych", ludzie zamiast tworzyć zespół współpracowników gromadzą się w grupkach nieufnie nastawionych do siebie ludzi, w których typuje się, kto kolejny powinien zostać zwolniony i dlaczego. Ostatnia rzecz do jakiej ludzie mają motywację to rzetelna
praca.
Pan Janusz nie jest ani menedżerem, ani szefem, ani pracownikiem działu personalnego, tylko zwykłym, szarym pracownikiem, ale nie może wyjść z podziwu, że można tak źle zarządzać zespołem ludzi w dobie kryzysu i zmian. Jeśli miałby wpływ na osoby decyzyjne i gdyby sam się nie martwił o utratę posady, miałby wielką ochotę powiedzieć, co o tym wszystkim myśli (poza wiązką wyzwisk i przekleństw ma się rozumieć). Zacząłby pewnie od pytania - jak można postępować tak bezrefleksyjnie? Bez szacunku dla ludzi, którzy stracą pracę i bez szacunku dla tych, którzy zostaną. Ci, którzy odejdą zapewne zrobią czarny PR wokół firmy X, z kolei ci, którzy zostaną nie będą mieć szacunku dla przełożonych, motywacji do pracy, nie będą utożsamiać się z firmą, a przy pierwszej okazji zmienią pracę.
Jak zatem zorganizowałby to pan Janusz, gdyby był szefem i gdyby zwolnienia były konieczne? Spotkałby się ze swoimi kierownikami i poinformował, że zwolnienia będą musiały mieć miejsce. Poprosiłby o podanie decyzji, kto jest przewidziany do tych zwolnień. Następnie spotkałby się z pracownikami i poinformował, że - niestety - zmuszony jest wprowadzić redukcję etatów. Dałby konkretne wytyczne kiedy zwolnienia się zaczną i kiedy się zakończą (niech trwają jak najkrócej!) oraz jakiej liczby osób będą dotyczyły. Następnie rozpoczęłyby się indywidualne rozmowy z wytypowanymi do zwolnienia osobami. Istotne, żeby zadbać o odpowiednie warunki - osobny pokój i spotkanie w cztery oczy. Osoby z działu personalnego w trakcie tego procesu miałyby dbać o prawidłowy przepływ informacji oraz kanalizację emocji.
Pan Janusz wie, że zwolnienia wiążą się z olbrzymimi emocjami, z których część jest oczywiście nieunikniona. Ale wiele zależy od osób decyzyjnych, od patrzenia szerszego niż tylko bilans zysków i strat finansowych firmy. Pan Janusz zorganizowałby to zupełnie inaczej.