Kiedy media informują o otwarciu kolejnego centrum usług i nowych miejscach pracy, w tle słychać głosy rozczarowania. W końcu to produkcja, a nie usługi są fundamentem gospodarki. Jednak pracodawców z branży produkcyjnej wcale u nas nie brakuje. Zapytaliśmy, co sądzą o swojej branży.
Historycznie rzecz biorąc Gdańsk był przede wszystkim miastem handlowym, wykorzystującym transport morski dzięki prężnej działalności portu. Świetna lokalizacja całego Trójmiasta, plaże i dużo atrakcji szybko rozwinęły turystykę. Za to przemysł w naszej części Polski nie wydawał się już tak naturalny. Standardem stało się kierowanie większości produkcji na południe, z powodu przemysłu wydobywczego i dużego zagęszczenia ludności, które dawało pewność szybkiego znalezienia pracowników. Choć nigdy nie będziemy drugim Śląskiem i pewnie wcale nie chcielibyśmy nim być, trójmiejska produkcja wygląda dużo lepiej, niż wielu się wydaje. Choć oczywiście ma swoje problemy i specyfikę, która czasem mocno odstaje od tej, do której przyzwyczaiły nas usługi.
Niskie bezrobocie nie wszystkich cieszyBezrobocie w Trójmieście na poziomie 4-5 proc. to powód do radości dla pracowników, jeden z powodów, dla których nowi inwestorzy patrzą na nas z obawami, a trójmiejscy pracodawcy z branży produkcyjnej gorzej sypiają. Okazuje się, że znalezienie odpowiednich ludzi jest dziś jednym z największych wyzwań branży produkcyjnej.
- Jakbym miał powiedzieć, co dzisiaj jest najtrudniejsze w prowadzeniu i rozwijaniu produkcji, to pierwsze, co przychodzi mi do głowy to właśnie ludzie, zaangażowani i wykwalifikowani. Ponieważ ciężko o specjalistów, postanowiliśmy ruszyć z programem stażowym i znaleźć osoby, które będą chciały nauczyć się wszystkiego z nami - wyjaśnia Dariusz Mazur, założyciel, a obecnie prokurent Atlanta Poland.Altanta Poland jest przykładem, że pomysł na dobry biznes to pojawienie się w odpowiednim miejscu i we właściwym czasie. Kiedy
Dariusz Mazur dowiedział się, jakim wyzwaniem dla przemysłu cukierniczego jest dostęp do surowców w postaci orzechów i bakalii, postanowił sam spróbować. Początkowo zajął się importem na potrzeby rosnącej liczby firm. W 1996 roku zainwestował w produkcję, początkowo pracując z 10-osobowym zespołem. Dziś, po 25 latach, w dwóch zakładach produkcyjnych zatrudnia ponad 330 osób.
Ukraińcy i Koreańczycy budują statki w TrójmieścieTrudna sytuacja z pozyskaniem odpowiednich pracowników zaczyna się jeszcze bardziej komplikować, kiedy w grę wchodzi
praca w przemyśle ciężkim. Dziś dla trójmiejskich stoczni to właśnie pozyskanie ludzi jest największą bolączką. Żeby spełnić założenia produkcji, muszą zatrudniać coraz więcej pracowników z zagranicy.
- I w Gdańsku, i w Gdyni jest lepiej w przemyśle stoczniowym niż dziesięć lat temu. My, Polacy wyrobiliśmy sobie markę w jednostkach specjalistycznych i cieszymy się sporym zainteresowaniem zleceniodawców. Staramy się też współpracować między sobą, a nie konkurować. Każda ze stoczni szuka swojej niszy. Niestety, naszym wspólnym problemem jest znalezienie pracowników. Chętnych do przemysłu ciężkiego jest coraz mniej. Żeby zrealizować zamówienia korzystamy z pracowników z Ukrainy, Korei, Indii. Powodem nie jest kwestia wynagrodzenia, tylko trudne warunki pracy, jakie wiążą się z naszą branżą - wyjaśnia Krzysztof Kulczycki ze stoczni Crist.Crist to stocznia założona w 1990 r. Obecnie pracę na rzecz firmy wykonuje ok. 1,8 tys. osób. Pierwszymi wyprodukowanymi statkami były łodzie rybackie, dziś firma ma szeroki wachlarz jednostek - od tych związanych z wydobyciem, przez promy samochodowo-pasażerskie, statki wykorzystywane do budowy autostrady na morzu, po promy napędzane elektrycznie.
Produkcja nie oznacza pracy z łapankiJeden ze stereotypów dotyczących produkcji mówi, że do pracy bierze się każdego, kto ma dwie ręce i potrafi się podpisać na liście obecności. Coraz rzadziej taka sytuacja faktycznie ma miejsce. Firmy produkcyjne, podobnie jak usługi, stawiają na konkretne cechy, dzięki którym nowy pracownik będzie pasował do zespołu.
- Kładziemy duży nacisk na bezpieczeństwo, więc szukamy osób, które są odpowiedzialne, docenimy znajomość języka angielskiego i zaangażowanie w pracę, zawsze sprawdzamy też, czy pracownik nie będzie miał problemów z przyswajaniem nowych informacji. Najtrudniej znaleźć ludzi na stanowiska bezpośrednio produkcyjne, zrekrutowanie 100-osobowego zespołu trochę nam zajęło, na szczęście w firmie rotacja jest bardzo mała, więc nie odczuwamy problemów z kadrą na co dzień - mówi Tomasz Włodarczak, dyrektor gdańskiej fabryki Weyerhaeuser.Weyerhaeuser to amerykańska firma, która zajmuje się modyfikacją włókna celulozowego, wykorzystywanego do produkcji pieluszek dla dzieci. Choć ma jednego odbiorcę, dostarcza swój produkt do fabryk na kilku kontynentach. Do wyboru w 2011 r. gdańskiej lokalizacji na miejsce swojej fabryki przekonały ją cztery powody: lokalizacja, wsparcie Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego, dostępna kadra i port.
Lojalność = praca na lataProdukcja częściej kojarzy nam się z odbijaną kartą i odhumanizowanym traktowaniem. Spośród firm, z którymi rozmawialiśmy, większość przykłada dużą wagę do niskiej rotacji, a dzięki stworzonym warunkom pracy, może pochwalić się dużą lojalnością pracowników i stabilnością zatrudnienia, której usługi mogłyby pozazdrościć.
- W naszej firmie występuje mała rotacja pracowników, osoby rozpoczynające u nas pracę najczęściej związują się z nami na długo. Mamy wielu pracowników, którzy pracują ponad 30 lat. Można to osiągnąć tylko dbając o zespół. Dlatego każdemu, od stanowiska produkcyjnego po stanowiska kierownicze, proponujemy bogate pakiety socjalne. Karta benefit, abonament medyczny, szkolenia, wsparcie edukacji - to konkretne przykłady naszych działań. Dbamy też o osoby, które przeszły na emeryturę, np. zawsze zapraszamy je na firmową wigilię, bo dla nas w jakimś sensie nadal są częścią zespołu - wyjaśnia Anna Romejko, manager ds. komunikacji w firmie Dr. Oetker.Obecnie w ofercie Dr. Oetkera znajduje się ponad 200 produktów, a poza słodkimi deserami i tymi wykorzystywanymi do ciast firma może pochwalić się też zakładem w Łebczu, w którym powstają pizze. W najbliższym czasie to właśnie tam dwukrotnie wzrośnie produkcja i zatrudnienie, a poszukiwanie pracowników obejmie także tereny Trójmiasta. Już teraz firma łącznie zatrudnia około 900 osób, z czego 650 w Gdańsku i Łebczu.
Produkcja pracuje, nie ma czasu na rozgłosWiele firm produkcyjnych zapomina, że działania PR-owe to nie tylko promowanie produktów, ale także promowanie firmy jako pracodawcy. Nie szukają rozgłosu, podobnie też prowadzą rekrutację nowych pracowników. Dopiero teraz obserwujemy zainteresowanie firm z branży produkcyjnej działaniami w internecie czy wchodzenie w świat mediów społecznościowych. To bez wątpienia działania, w których usługi lepiej sobie radzą.
- W naszej branży, podobnie jak w usługach, należy właściwie komunikować to, kim jesteśmy i co robimy. Musimy promować nie tylko nasze wyroby, ale także to, jakim jesteśmy pracodawcą, czym się wyróżniamy i z czego słyniemy. Dzięki temu będzie nam łatwiej pozyskiwać nowych pracowników i tworzyć dobry klimat wokół firmy. Ostatnio utworzyliśmy nową stronę internetową, sukcesywnie zwiększamy aktywność w mediach klasycznych i społecznościowych. Angażujemy się także w sporo regionalnych wydarzeń i inicjatyw, aby być bliżej ludzi - mówi Konrad Mickiewicz, prezes Bałtyku.Historia firmy Bałtyk sięga 1923 roku. W latach 90. zarządzana przez grupę Fazer, a w 2005 roku sprzedana Bomilli, która przywróciła wcześniejszą markę. Bałtyk, zgodnie ze swoim hasłem reklamowym, to prawdziwa fabryka czekolady. Jako jedna z ostatnich firm na polskim rynku sama, z podstawowych składników, przygotowuje swoje wyroby, zamiast kupować gotową masę czekoladową. Obecnie zatrudnia 140 pracowników, ale w momentach wzmożonej produkcji, czyli od sierpnia do grudnia ich liczba dochodzi do 200.
Siła gospodarki tkwi w produkcjiW jednym bez wątpienia mają rację wszyscy, którzy narzekają na produkcję w Trójmieście. W tym, że to właśnie ona gwarantuje stabilną sytuację gospodarczą. Po pierwsze - samo zróżnicowanie pracodawców jest korzystne na rynku pracy, po drugie - produkcji nie przenosi się tak łatwo podążając za niższymi kosztami, jak usług.
- Nie powinno się budować przyszłości Trójmiasta opartej jedynie na szkolnictwie wyższym, turystyce, centrach usług i portach. Przemysł to "know how", to miejsce wdrażania, rozwijania systemów organizacyjnych oraz technologii. Zaawansowanej technologicznie i organizacyjnie produkcji nie przenosi się łatwo np. do krajów o niższych kosztach płacy. Jak pokazują przykłady Niemiec, Japonii czy Korei Pd. to właśnie produkcja przemysłowa jest filarem sukcesu gospodarki. Serwisy usług wspólnych niestety są mniej odporne na relokacje w obszary o niższych kosztach - wyjaśnia Dariusz Suwalski, prezes Federal-Mogul Bimet.Federal-Mogul Bimet w ubiegłym roku świętował swoje 70. urodziny. Od początku zajmuje się produkcją łożysk ślizgowych. Firma rozpoczynała działalność bezpośrednio po wojnie jako mały warsztat rzemieślniczy, dzisiaj jej bramy każdego dnia przekracza ok. 1 tys. pracowników. Od lat 50. firma mieści się w Oliwie. W 1998 r. akcje firmy wykupiła amerykańska korporacja z segmentu motoryzacyjnego - Federal-Mogul.
Za mało nowych inwestorówBranża produkcyjna w Trójmieście w dużej części bazuje na zakładach, które są już u nas dobre 20-30 lat, tutaj zaczynały i tu rosną w siłę. Trudniej przekonać do Trójmiasta nowych inwestorów. Dlaczego? Po pierwsze - wspomniane niskie bezrobocie i dużo mniejsze skupisko ludzi niż np. na Dolnym Śląsku. Po drugie - czas i formalności, które wiążą się z pozwoleniami na budowę w Polsce.
- Proces uzyskiwania pozwolenia na budowę jest długi i nieprzewidywalny - nie ma listy warunków, które trzeba spełnić przy danym biznesie, nie wiadomo, jak będzie przebiegać i czym tak naprawdę się zakończy. Całość może potrwać od pół roku nawet do pięciu lat. Chcemy zwiększyć produkcję, ponieważ klient zwiększył zapotrzebowanie. Kiedy my dwa lata będziemy starać się o pozwolenia, w tym samym czasie inna firma zdąży postawić fabrykę, ruszyć z produkcją i zrealizować zamówienie - zauważa Tomasz Włodarczak. - Jeśli chcemy być konkurencyjni dla innych krajów, musimy to zmienić.Kolejnym problemem jest teren, który jest przewidziany w Trójmieście na takie
inwestycje, w większości podmokły, a to zwiększa koszty przygotowania gruntu pod budowę.
Trójmiasto ma jednak coraz więcej do zaoferowania- Musimy celować w taką produkcję, która jest związana z produkcją intermodalną powiązaną z bliskością morza. Dla nas jest szansą wszystko, co się wiąże z logistyką morską, czyli np. sprowadzanie części, surowców z Dalekiego Wschodu i Ameryki. Przy wyborze miejsca inwestycji patrzy się na okolicę dojazdową - czy jest dobrze skomunikowana, a to wygląda też coraz lepiej. Poprawiła się znacząco infrastruktura drogowa - opowiada Marcin Faleńczyk z Invest in Pomerania. - Postaramy się zrobić wszystko, żeby nie tylko usługi, ale też produkcja rosła w Trójmieście w siłę. Na dobry początek wiosną poinformujemy o nowej chińskiej firmie, która zbuduje u nas swoją siedzibę.