• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szkoły muszą przygotowywać do rynku pracy

Agnieszka Śladkowska
30 czerwca 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
  • Jadwiga Piechowiak, dyrektor Zespołu Szkół Łączności im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku
  • pracownia Zespołu Szkół Łączności im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku
  • pracownia Zespołu Szkół Łączności im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku
  • pracownia Zespołu Szkół Łączności im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku

Praktyczne zajęcia, pracownie przygotowywane przez pracodawców, kadra szkolona w tempie zmian zachodzących na rynku i zerowe bezrobocie wśród absolwentów. Gdański Zespół Szkół Łączności jest przykładem, że można z powodzeniem połączyć te ważne elementy i dać młodzieży lepszy start na rynku pracy. O tym jak to zrobić rozmawiamy z Jadwigą Piechowiak, dyrektor tej placówki.



Pierwszy kontakt z rynkiem pracy bywa bolesny. Bolesność jest tym większa, im większy nacisk szkoła kładła na wiedzę teoretyczną, a mniej doceniała praktyczne przygotowanie swoich uczniów. Zmiany na rynku pracy i zmiany oczekiwań pracodawców wymuszają przewartościowanie roli szkoły. Jakie wyzwania stoją dziś przed szkołami?

Jadwiga Piechowiak: Dziś jednym z ważniejszych zadań każdej szkoły jest przygotowanie młodego człowieka do wejścia na rynek pracy i umiejętności uczenia się przez całe życie. Absolwenci muszą być gotowi do zmiany swojego zawodu, zdobywania kolejnych kwalifikacji w zależności od sytuacji na rynku pracy. Jest to przede wszystkim zadanie szkoły zawodowej, ale też uczelni wyższych. Warto się zastanowić co zrobić, żeby nasz uczeń był w przyszłości atrakcyjnym pracownikiem.

Co może zrobić szkoła, żeby to zadanie zrealizować?

- Każda szkoła musi wypracować swój standard współpracy z pracodawcami. Nasza, od zawsze, widziała w tym dużą wartość. Pamiętam, będąc jeszcze uczennicą szkoły, tzw. nauczycieli dochodzących, którzy byli po prostu pracownikami różnych trójmiejskich firm. To oni pokazywali nam nowe technologie, pokazywali jak działa przemysł. Potem mieliśmy trudne lata przełomu dla szkolnictwa zawodowego. Firmy, z którymi współpracowaliśmy nie wytrzymywały zmian gospodarczych. To była końcówka lat 90-tych, kiedy stwierdziliśmy kolejny raz, że bez związków z pracodawcami szkolnictwo zawodowe nie przetrwa.
Wbrew pozorom pomogła nam trudna sytuacja dla szkolnictwa zawodowego. Coraz więcej młodych ludzi decydowało się na licea. Przez to pojawiła się znaczącą luka na rynku pracy w pracownikach konkretnych branż.

Skąd wzięły się nowe firmy?

- Kształciliśmy wtedy w trzech zawodach elektronik, informatyk i teleinformatyk. Sprawdziliśmy rynek województwa pomorskiego i wytypowaliśmy firmy, z którymi chcieliśmy nawiązać współpracę. Pierwszy wszedł Satel. Potrzebowaliśmy sprzętu, programów nauczania skonsultowanych z pracodawcami, ale także kształcenia nauczycieli z niezbędnych kompetencji. Nasi nauczyciele musieli osiągnąć wyższy poziom tych umiejętności niż mogli mieć uczniowie. Nauczycieli szkolili pracownicy firmy, tak długo aż uznali, że mogą uczyć młodzież. Firma zaproponowała też, że w razie problemów wyśle pracownika, który będzie współuczestniczył w zajęciach i będzie mógł wesprzeć nauczyciela, jeśli nadarzy się trudniejsza sytuacja.

Jak uczniowie zareagowali na takie zajęcia w specjalnie przygotowanych pracowniach?

- Ich pomysłowość przerosła nasze wyobrażenia. Nagle okazało się, że w szkole mamy masowe problemy z pęcherzem. Po dwóch tygodniach odkryliśmy co się dzieje. Uczniowie wychodzili do łazienki, żeby dzwonić na infolinię Satela. Chcieli zabłysnąć przed nauczycielem, że potrafią rozwiązać zadanie bez jego pomocy. Po zastanowieniu stwierdziliśmy, że to nie jest złe. Pokazali swoją zaradność I ambicje. Nasz sposób działania polegający na nawiązaniu współpracy, ustaleniu programów kształcenia, zbudowaniu pracowni i kształceniu nauczycieli był najlepszym rozwiązaniem. Firma zwracała się do nas także przy nowych produktach, które wchodziły na rynek. Obecnie mamy 33 pracownie. Współpracujemy m.in. Z takimi firmami jak Sprint, Slican, Simex, Sevenet, Aplitt czy Lotos.

Pracodawców trzeba było przekonywać do współpracy, czy od razu widzieli w tym korzyść?
Stworzyliśmy też fikcyjne zakładanie firm przez uczniów. W ramach tych projektów korzystają też z fikcyjnego Urzędu Skarbowego, przygotowują konkretne zlecone zadania.

- Wbrew pozorom pomogła nam trudna sytuacja dla szkolnictwa zawodowego. Coraz więcej młodych ludzi decydowało się na licea. Przez to pojawiła się znaczącą luka na rynku pracy w pracownikach konkretnych branż. Nie zawsze dla firmy korzystne jest zatrudnienie inżyniera, chociażby dlatego, że technik ma niższe wynagrodzenie i często większe umiejętności praktyczne/techniczne niż sam inżynier. Wielu pracodawców dostrzegło, że za kilka lat będą mieli realny problem ze znalezieniem pracowników. To ich na pewno mobilizuje do wchodzenia we współpracę ze szkołami zawodowymi.

Zyski dla samych uczniów są olbrzymie. Jeśli do rekrutacji staje dwóch kandydatów. Jeden kończy szkołę i na tym też kończy się jego wpis w CV, a Wasz absolwent...

- A nasz może napisać o konkretnych projektach, przy konkretnych produktach. Choć jeszcze nie wszedł na rynek pracy ma już doświadczenia, które są atrakcyjne dla przyszłego pracodawcy. Uczniowie podczas zajęć z firmą zdobywają szereg dodatkowych umiejętności. Np. Lutowanie czy montaż, ich pozycja startowa jest nieporównywalna z osobami, które o tych rzeczach jedynie czytały na zajęciach. Poza tym to nie wszystko. Działy HR dużych firm prowadzą zajęcia jak się zaprezentować przed przyszłymi pracodawcami, robią fikcyjne rozmowy kwalifikacyjne, po których uczeń dostaje informację zwrotną, a w niej podsumowanie z czym sobie radzi dobrze, a co wymaga jeszcze poprawy.

Wszyscy mają szansę odbyć zajęcia w pracowniach?

- Tak, przez pracownię przechodzi każdy uczeń. Część odbywa też praktyki bezpośrednio u pracodawców. Stworzyliśmy też fikcyjne zakładanie firm przez uczniów. W ramach tych projektów korzystają też z fikcyjnego Urzędu Skarbowego, przygotowują konkretne zlecone zadania. To pomaga im w późniejszym założeniu swojej działalności.

Jeśli szkoła chce nadążać za zmieniającym się otoczeniem na co jeszcze powinna zwracać uwagę?

- Na pewno uważnie słuchać swoich absolwentów, którzy kończąc szkołę są po drugiej stronie. Prowadzą firmy, pracują na kierowniczych stanowiskach. Musi być w szkole grupa osób, która podtrzymuje te relacje. Takim przedsięwzięciem są zawsze obchodzone "lecia" szkoły. Dla nas przygotowanie każdego kolejnego pięciolecia zajmuje wcześniejsze pięć lat. Ale samo umacnianie relacji z absolwentami jest dla nas wystarczającą rekompensatą. Zawsze też byliśmy otwarci na ich uwagi, jeśli absolwenci mówią nam, że coś nie jest jeszcze na takim poziomie jak powinno, myślimy co zrobić, żeby dorównać tym oczekiwaniom. Dzięki nim na bieżąco wiemy jak się zmienia rynek pracy. Np. to, że pracodawcom brakuje w młodych pracownikach nie tylko kompetencji, ale też odpowiedzialności i zdyscyplinowania. Wiedzę możemy przekuć w działanie i ułatwić im wejście na rynek pracy.
Nikt nie powiedział, że po skończeniu Technikum Łączności informatyk musi być tylko technikiem informatyki. Może iść na studia i to też takie, które nie wiążą się z informatyką.

A co mogłyby zrobić uczelnie wyższe, żeby pomóc swoim absolwentom?

- Trudno tak radzić, każda szkoła musi usiąść z pracodawcami I zobaczyć jakie są wspólne oczekiwania, a potem szukać kompromisu. Bardzo podoba mi się idea, że praca magisterka czy inżynierska może mieć dwóch opiekunów. Jednego z uczelni, a drugiego z firmy. Idealnie jeśli ta praca rozwiązuje konkretny, realny problem przedsiębiorstwa. Uczelnie też tak jak i my muszą kształcić do rynku pracy, bo to na nim, a nie na samej uczelni musi odnaleźć się większość absolwentów. Swoje do zrobienia mają też pracodawcy, rodzice i media. Trzeba jasno mówić o potrzebach pracodawców, informować jakich zawodów brakuje. Nie można też pokazywać szkolnictwa zawodowego w złym świetle. Nikt nie powiedział, że po skończeniu Technikum Łączności informatyk musi być tylko technikiem informatyki. Może iść na studia i to też takie, które nie wiążą się z informatyką. Jeden z naszych uczniów wybiera się na medycynę, ASP na kierunku wzornictwo przemysłowe czeka na naszych absolwentów z otwartymi ramionami.

Ilu absolwentów szkoły rocznie trafia do rejestru bezrobotnych?

- Znamy jednego, ale sam się starał, żeby tak było, potem zdecydował się na studia. To właśnie największy zysk z naszej pracy. Na stworzenie nowego zawodu i opracowanie programu nauczania musimy przeznaczyć przynajmniej 1,5 roku intensywnej pracy, ale wiemy, że dzięki temu nasi absolwenci, jeśli tylko zechcą bez problemu znajdą pracę.

Miejsca

Opinie (40)

  • Robole

    Tworzą zawodówki bo doszli do wniosku że ktoś musi pracować na tę armię bez produktywnych urzędasów z ogromnymi pensjami

    • 7 1

  • jedna wielka ściema ten wywiad

    ilu uczniów pracuje w firmach patronackich

    szkoła brudna ciemna (oświetlenie nie spełniające normy)

    praca wychowawcza leży

    rywalizacja dydaktyczna z podobnymi szkoła w Polsce przegrana

    brak sukcesów konkursach wojewódzkich, ogólnopolskich i międzynarodowych

    • 4 0

  • Ano "muszą", szczególnie że nie wiadomo jaki ten rynek pracy za kilka lat będzie :D

    Pierwszy z brzegu przykład - teraz brakuje kierowców TiRów.
    Ale jeżdżą już pierwsze ciężarówki bez kierowcy, i kwestią czasu jest kiedy zawód "kierowca TiRa" odejdzie sobie po cichu do lamusa.

    Niestety postęp techniczny nie generuje wprost tzw. miejsc pracy, a wręcz przeciwnie.

    • 1 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Pracodawcy w Trójmieście

Forum

Najczęściej czytane