Zaczęło się od pracowników Inspekcji Transportu Drogowego, potem byli ratownicy medyczni, urzędnicy ZUS, ostatnio dołączyli pracownicy gospodarki wodnej, a teraz bibliotekarze z PAN Biblioteki Gdańskiej. Sektor budżetowy coraz częściej domaga się regulacji płacowych.
tak, wszyscy powinni godnie zarabiać
66%
tak, ale nie sądzę, że przyniosą efekt
6%
popieram, ale nie wszystkie protestujące grupy zawodowe
13%
nie, ale każdy ma prawo do protestu
5%
nie, zarabiają wystarczająco
10%
Bibliotekarze gdańskiej PAN protestują i domagają się uregulowania sytuacji prawnej, która obecnie nie pozwala waloryzować - jak to określają - głodowych wynagrodzeń. Pracownicy
Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" PAN Biblioteki Gdańskiej złożyli właśnie petycję do ministra nauki i szkolnictwa wyższego o nowelizację rozporządzenia z 1 marca 2011 r. w sprawie warunków wynagrodzenia dla pracowników pomocniczych jednostek naukowych i innych PAN. Bowiem płace pracowników, regulowane przez owe rozporządzenie są sprzeczne z kolejnym przepisem, czyli Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 9 września 2016 r., mówiącym o minimalnym wynagrodzeniu za pracę w wysokości 2 tys. zł. Tymczasem zgodnie z przywołanym wcześniej Rozporządzeniem ich jednostkę obowiązują widełki i np. osobie zatrudnionej na stanowisku magazyniera bibliotecznego przysługuje wynagrodzenie w wysokości od 1010 do 1960 zł. W efekcie pracodawca, chcąc wypłacić wynagrodzenie takiemu pracownikowi, musi złamać któreś z dwóch przywołanych rozporządzeń. Do tego - jak twierdzą związkowcy - dyrekcja Biblioteki, musi uciekać się do substandardowych rozwiązań prawnych w celu utrzymania realnych wartości wynagrodzeń na stałym poziomie.
- Rozumiemy motywującą rolę niestałych składników płacy (np. premii), jednak "dodatki specjalne" nie spełniają tej roli, skoro są przyznawane jako wynagrodzenie za obowiązki spełniane w sposób ciągły. Rodzi to też niepotrzebną, dodatkową pracę biurokratyczną przy księgowaniu takich osobnych składników - informują związkowcy w liście do ministra.W połowie lipca z kolei, przy okazji 20 rocznicy wielkiej powodzi, która spustoszyła Wrocław i Kotlinę Kłodzką o swoje płace upomnieli się pracownicy związani z tak zwaną gospodarką wodną. "Nie lać wody, realizować porozumienie" - pod tym hasłem na wrocławskim bulwarze pikietowali przedstawiciele
Krajowej Sekcji Pracowników Gospodarki Wodnej NSZZ "Solidarność". Na pikiecie byli też obecni reprezentanci NSZZ "S" w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Protestujący domagali się wzrostu płac, które jak twierdzą nie zmieniły się od 2007 roku. "Za wodę z rzeki chleba nie kupimy", "Nie chcemy być marginesem budżetówki" i "Szyszka, Szyszka, gdzie podwyżka" - skandowali związkowcy. Jak twierdzą, wciąż czekają na realizację porozumienia zawartego w maju ub. roku, według którego od stycznia tego roku wynagrodzenia miały wzrosnąć o 850 zł dla każdego pracownika regionalnych zarządów. Sekcja Krajowa Pracowników Gospodarki Wodnej napisała też listy otwarte - do prezesa Prawa i Sprawiedliwości
Jarosława Kaczyńskiego, premier
Beaty Szydło i ministra
Jana Szyszki. Niestety, nie doczekali się odpowiedzi.
Na odpowiedź wciąż czekają też pracownicy
Inspekcji Transportu Drogowego, którzy swoją akcję protestacyjną prowadzili w maju. Przez jeden tydzień inspektorzy zdecydowanie bardziej skrupulatnie sprawdzali kierowców. Chcieli w ten sposób zwrócić uwagę władz na swoją sytuację i brak podwyżek od 10 lat. Ponadto inspektorzy liczą na to, że ich stanowisko nie będzie urzędnicze, lecz zostaną funkcjonariuszami. Liczą również na dodatki w postaci dodatku na umundurowanie. Oni również wysłali list, swój skierowali do wicepremiera
Mateusza Morawieckiego. Akcję zorganizował
Związek Zawodowy Inspekcji Transportu Drogowego, ale poparła do też "Solidarność".
- Niestety, od tego czasu nic się nie wydarzyło. Nasz protest nie przyniósł na ten moment żadnego efektu. Wszyscy zapewniają nas, że wzrost płac powinien nastąpić, ale na zapowiedziach tylko się kończy - mówi Łukasz Baranowski z Organizacji Międzyzakładowej NSZZ Solidarność w Wojewódzkim Inspektoracie Transportu Drogowego w Gdańsku.Trwa spór związków zawodowych z
Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Pracownicy żądają podwyżek, bo obawiają się, że będą mieli dużo więcej pracy w związku z obniżeniem wieku emerytalnego. Związki chcą 700 zł podwyżki brutto. Z kolei prezes ZUS proponuje 150 zł brutto na podwyżki i osobne środki na zadania związane ze wzmożoną pracą w okresie zmiany przepisów. Obniżony wiek emerytalny obejmie w sumie ponad 300 tys. osób. Pracownicy ZUS obawiają się, że większość zgłosi się do nich od razu. Statystyki mówią, że ośmiu na 10 emerytów od razu wybiera się po świadczenia. Obecnie trwają mediacje.
"Polaku naucz się ratować sam! Bo jak nas zabraknie, to samemu trzeba będzie się ratować" - pod tym hasłem pod koniec czerwca protestowali na ulicach w szesnastu miastach wojewódzkich
ratownicy medyczni. Domagali się przede wszystkim podwyżek i większej liczby karetek. Częściowo się udało. Komitet protestacyjny porozumiał się z Ministerstwem Zdrowia ws. podwyżek. Wyniosły one 400 złotych i zaczęły obowiązywać od 1 lipca br. (z wyrównaniem w sierpniu). Drugą podwyżkę w wysokości 400 złotych ratownicy mają otrzymać 1 stycznia 2018 roku.