• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ciekawe zawody: praca rezydenta w Afryce

Agnieszka Śladkowska
3 lutego 2021 (artykuł sprzed 3 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Ciekawe zawody: grabarz - człowiek od wszystkiego
- Musimy mieć sporo przygotowania merytorycznego, rozpoznawać zwierzęta, opowiadać o ich zwyczajach, metodach polowania, zdobywania pożywienia, ubarwieniu, opowiadać ciekawostki - opowiada Agata Siatkowska. - Musimy mieć sporo przygotowania merytorycznego, rozpoznawać zwierzęta, opowiadać o ich zwyczajach, metodach polowania, zdobywania pożywienia, ubarwieniu, opowiadać ciekawostki - opowiada Agata Siatkowska.

Agatę Siatkowską, jak mówi, gen nomada pokierował aż do Afryki. Marzyła jej się praca w podróży, zwiedzanie nowych miejsc i dzika przyroda. W dzisiejszym odcinku cyklu "Ciekawe zawody" przybliży nam pracę rezydenta w Kenii i przewodnika po Safari. W ubiegłym miesiącu o pracy stylistki zapachu rozmawialiśmy z Pauliną Mickiewicz. Kolejny wywiad już za miesiąc.



Jak to się stało, że 23-letnia gdańszczanka została rezydentką w Afryce i oprowadzała turystów po Safari?

Agata Siatkowska: Docelowo chciałam pracować w lotnictwie. Turystyka miała być zajęciem tymczasowym, do czasu, kiedy osiągnę 21 lat wymagane w liniach arabskich. Ta potrzeba podróżowania, zwiedzania jest naturalna w mojej rodzinie. Mamy swego rodzaju gen nomada. Spora część mojej rodziny pracowała jako załoga statków pasażerskich. Pamiętam, jak babcia opowiadała mi o swojej pracy na statkach Polskich Linii Oceanicznych, trasach do Australii i Ameryki Południowej. Wtedy pomyślałam, że życie na walizkach to coś, co także mnie kusi. Skończyłam liceum i już w październiku byłam na statku pływającym pomiędzy wyspami kanaryjskimi, Marokiem a Maderą.

Jak to się stało, że zakończyłaś przygodę ze statkiem i rozpoczęłaś pracę rezydenta?

- Na statku pracowałam jako barmanka, opowiadałam nowo poznanym znajomym z pracy o moich planach lotniczych. Podpowiedzieli, że właśnie praca rezydenta może być tym, czego szukam. Ta wizja mieszkania co sezon w innym kraju, oprowadzania wycieczek i wizytowania hoteli mnie "kupiła". Podjęłam decyzję i wysłałam zgłoszenie do wszystkich dostępnych biur podróży w Polsce.

Bardziej szukasz w pracy stabilności czy zmienności i nowych doświadczeń?

Spełniałaś wszystkie wymagania stawiane przez biura rezydentom?

- Tak, choć zaskoczyło mnie, że nie wymaga się wykształcenia turystycznego i znajomości kilku języków obcych. Oczywiście angielski jest absolutną koniecznością. Wymagania wstępne nie różnią się od wymagań stawianych na start w przeciętnej korporacji, dopiero podczas wieloetapowej rekrutacji weryfikowane są kompetencje miękkie, które są tu kluczowe.

Co jest sprawdzane w trakcie rekrutacji?

- Weryfikowana jest umiejętność komunikacji w języku angielskim w sprawach administracyjnych i medycznych. Badana jest praca pod presją czasu i w stresie. Rezydent musi umieć odebrać z lotniska gości, którzy przylecieli opóźnionym samolotem, informować o odwołaniach, przesunięciach, konfrontować się z trudnymi emocjami rozczarowanych turystów.

Jak biura to weryfikują w trakcie rekrutacji?

- Odgrywane są scenki, w których np. rekruter udaje turystę i wyraża swoje niezadowolenie, czasem personalnie atakując rezydenta jako osobę odpowiedzialną w jego oczach za opóźnienie samolotu czy awarię autokaru, który miał go zawieźć do hotelu. Zadanie kandydata to zachowanie zimnej krwi, uspokojenie i zapewnienie o rekompensacie.

Pracodawcy mają jakieś preferencje dotyczące wieku, o których otwarcie nie mówią?

- Nie spotkałam się z tym, szczególnie jeśli ktoś może wykazać się znajomością dodatkowego języka obcego lub doświadczeniem w pracy w turystyce. Pozostaje mu tylko sprawdzenie kompetencji interpersonalnych.

Jakie efekty przyniosły twoje poszukiwania?

- Pracę zaproponowały mi dwie firmy. Wybrałam tę, która dawała większe możliwości poznawania nowych miejsc. Rezydent nie ma ostatecznego wpływu na to, gdzie będzie pracował. Możemy jedynie zgłaszać swoje preferencje dotyczące destynacji. Ja byłam otwarta na wyjazd poza Europę i akceptowałam pracę w krajach muzułmańskich. W ten sposób miesiąc później, po zorganizowaniu wszystkich pozwoleń, byłam już rezydentem w Turcji.

A jeśli jakaś lokalizacja bardzo ci się spodoba, poznasz tam przyjaciół czy założysz rodzinę, to jest możliwość, żeby przydział nie zmienił się z kolejnym sezonem?

- Mamy dwa sezony: letni i zimowy. I zawsze nasze preferencje są brane pod uwagę. W sezonie letnim pracy jest więcej, w sezonie zimowym cieszymy się, jeśli ją mamy, bo nie każdemu udaje się dostać kontrakt zimowy. Ale tak jak powiedziałaś. Zdarza się, że rezydenci zakładają w danej lokalizacji rodziny i ich preferencje są brane pod uwagę, w efekcie przez kilkanaście lat potrafią dostawać tę samą destynację. Za to rezydenci, którzy nie mają zobowiązań, tak jak ja, zazwyczaj cieszą się, kiedy mogą popracować w wielu krajach i zdobyć więcej różnorodnych doświadczeń.

Praca rezydenta różni się w zależności od destynacji?

- Tak, specyfika pracy w każdym kraju jest inna. Codzienne zadania różnią się, tak jak kultura w danym miejscu. Po drugim sezonie w Turcji, dzięki rekomendacjom i dobrej ocenie pracy, udało mi się dostać wymarzoną destynację - Kenię. Kenia jest wyzwaniem dla rezydenta. Turcja to nadal pod wieloma względami Europa. Świetna opieka medyczna, mnóstwo zabytków, dostępność każdego towaru w sklepie, nowoczesne centra handlowe, siłownie, świetne drogi, doskonała infrastruktura hotelowa. Turcy są niesamowicie doświadczeni w turystyce i wszystko tam działa jak w szwajcarskim zegarku, co bardzo ułatwia opiekę nad turystami. W Kenii jest zupełnie inaczej, bo problemy, które normalnie rozwiązujemy z hotelarzami, np. brak bieżącej czy ciepłej wody, zepsuta klimatyzacja, brak obiecanych udogodnień, jak zamknięty jeden z basenów, opóźnione posiłki, nie są dla nich problemami. Wszystko dzieje się o wiele wolniej i to problem mentalności, tam po prostu wolniej się żyje.

To dlaczego to Afryka była twoją wymarzoną destynacją?

- Afryka mnie bardzo kusiła, bo wydawała się niedostępna, zupełnie inna, nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać. Oczywiście inni rezydenci ostrzegali, że jest niebezpiecznie i że bardzo trudno jeździ się po tamtejszych drogach. Chciałam tam pojechać, zobaczyć na własne oczy jak to jest, mieszkać w otoczeniu zwierząt. To są niezwykłe doświadczenia, wschody słońca na sawannie, poranki nad rzeką, kiedy obserwuje się hipopotamy, nosorożce i krokodyle, lwy wygrzewające się po posiłku, stadka słoni z młodymi. Wszędobylskie małpy, które próbują ukraść coś ze stołu, spacery po plaży nad oceanem, w którym leżą rozgwiazdy.

Jak przygotowujecie się do zmiany destynacji?

- Przed każdą zmianą uczymy się o danym miejscu, o jego historii, przyrodzie, zabytkach. W przypadku Kenii główne punkty to kolonializm, historia turystyki. Na safari jeździli np. Hemingway, członkowie rodzin królewskich, wpływowi politycy. Potem już w ramach pracy poznajemy "techniczną" specyfikę destynacji. Pierwsze tygodnie to wprowadzenie, uczenie, jak się poruszać po destynacji, oglądanie hoteli, poznawanie lokalnych współpracowników. Jeździmy też na wycieczki w roli turystów, żeby znać je "od podszewki". Jeszcze przed przyjazdem uczymy się o zagrożeniach, na które musimy uważać i przed którymi będziemy ostrzegać turystów. W Kenii główne zagrożenia to oczywiście choroby. Zatrucia pokarmowe, malaria, choć nigdy nie spotkałam się z rezydentem, który by ją przechodził, to jednak choroba wciąż istnieje wśród lokalnej ludności.

A zagrożenie typu: atrakcyjna, młoda blondynka sama w Kenii?

- Taki problem w Kenii nie istnieje. Pozostałością po kolonializmie jest pewien dystans do turystów czy osób pracujących w Kenii, ale pochodzących z Europy. Nigdy żaden mężczyzna w Kenii nie sprawił, żebym poczuła się niekomfortowo, zawsze byłam traktowana z szacunkiem. Już prędzej w Turcji można się spotkać z zaczepkami, mniej lub bardziej wyszukanymi, choć nigdy wulgarnymi.

Czułaś się tam bezpiecznie czy raczej nie na tyle, żeby wychodzić wieczorem samej z domu?

- W miejscowościach turystycznych na wybrzeżu, jak Diani Beach, gdzie pracowałam, jest w porządku, można spacerować, wyjść wieczorem do baru. W Mombasie, najbliższym dużym kenijskim mieście, poziom bezpieczeństwa jest o wiele niższy. Zdarzyło się, że wyrwano mi przez otwarte okno telefon, z którego korzystałam w firmowym busie, który wolno jechał w korku. Turystom, którzy nie stosowali się do próśb i zaleceń trzymania pieniędzy w sejfach, również one czasem ginęły. Prowadząc firmowe auto, czasem myślałam, że jeśli by się zepsuło w mieście, to bałabym się z niego wysiąść, żeby szukać pomocy. Mówisz o wyjściu z domu. W Kenii rezydenci nie mają mieszkań, tak jak w Turcji czy Grecji, tylko mieszkają w hotelach, właśnie z powodów bezpieczeństwa.

Jak wygląda typowy dzień w pracy rezydenta w Afryce?

- Hotelowe śniadanie, kilka godzin spotkań z turystami, którzy dopiero przyjechali, dzielenie się z nimi wskazówkami na temat spędzania czasu. To w zasadzie główna część pracy rezydenta, przywitać, doradzić, z jakiej korzystać waluty, gdzie wymienić pieniądze, co warto kupić, co, gdzie i ile powinno kosztować, jak wygląda lokalna komunikacja, jakie napiwki są przyjęte. Do tego opowiedzieć trochę ciekawostek o destynacji. Zwracamy też uwagę na odpowiedzialną turystykę, np. zostawianie znalezionych muszli na plaży, niebranie rozgwiazd do zdjęć. Dbanie o czystość środowiska. Podczas wakacyjnego pobytu jesteśmy gośćmi i tak powinniśmy się zachowywać. Byliśmy często pytani o pomaganie mieszkańcom Afryki. To jest złożony temat. Lepiej pomagać przez sprawdzone organizacje niż na własną rękę, nie znając lokalnych warunków. To dlatego prosiliśmy, żeby np. nie rozdawać słodyczy dzieciom, by nie budować obrazu bogatego białego turysty, od którego należy oczekiwać jakichś dóbr. Turyści są bardzo ciekawi safari, jakie są parki, gdzie warto pojechać lub polecieć, czy aktualnie migrują zwierzęta. Do naszych standardowych obowiązków należy także rozwiązywanie bieżących problemów, informowanie turystów, kiedy mamy dyżury i jak nas znaleźć. Jeśli jest to dzień przylotu nowego turnusu, to jeździmy na lotnisko dopilnować, aby wszystko przebiegło sprawnie. Tam też zdarzają się różne przypadki wymagające interwencji. Kradzieże, zgubione dokumenty, choroby,

Został ci w pamięci jakiś przykład zaskakującej sytuacji?

- Moim prywatnym hitem było wyciąganie turystów z rąk kenijskiej policji po tym, jak po dziewięciu godzinach lotu zdecydowali się, we dwóch, zapalić papierosa naprzeciw Boeinga Dreamlinera, napełnianego właśnie paliwem. Poza tym bardzo trudne były wszelkie sytuacje medyczne, zwłaszcza w Kenii. Wspieramy naszych turystów. Jeśli trafią np. do szpitala, staramy się ich odwiedzić, sprawdzić, czy możemy w czymś pomóc, czy są w stanie komunikować się z personelem. To wymaga zawsze sporej dozy empatii i delikatności, żeby postarać się być wsparciem dla takiej osoby, bo choroba w egzotycznym kraju tysiące kilometrów od domu to spory stres.

A jak wygląda praca przewodnika po safari?

- Musimy mieć spore przygotowanie merytoryczne, umieć rozpoznawać zwierzęta, opowiadać o ich zwyczajach, metodach polowania, zdobywania pożywienia, ubarwieniu, opowiadać ciekawostki. Zawsze jedzie z nami lokalny kierowca, który jest również doświadczonym przewodnikiem i wspiera nas merytorycznie.

Nie ma ryzyka, że taki lampart czy lew zrobi krzywdę turystom?

- Na szczęście nie, zadaniem kierowcy jest zachować bezpieczny dystans. Nasi lokalni przewodnicy jeżdżą po tych terenach od lat, wiedzą, z której strony można podjechać do zwierzaka, jak blisko i jak rozpoznać, kiedy zaczyna się denerwować. Koty w dzień ignorują auta, podchodzą czasem w nocy, zaintrygowane światłami. Wtedy nikt się nie wychyla przez otwarty dach i nie otwiera okien, ale zwierzęta nie są agresywne.

Ile można zarobić w pracy rezydenta?

- To zależy od biura. Niektóre oferują pensje w polskich złotych, inne w euro, różnią się też lokalne prowizje i dodatki w zależności od destynacji, biura i oceny pracy. Można zarabiać zarówno kilka, jak i kilkanaście tysięcy złotych, należy jednak pamiętać, że czasem oferowany jest nam tylko sezon letni, który trwa od 5 do 7 miesięcy w zależności od destynacji. Potem trzeba za te pieniądze "przetrwać" zimę. Dodatkowa korzyść jest taka, że jako rezydent niewiele wydajemy. Biura oferują zawsze bezpłatne mieszkania i służbowe auta. W większości krajów jesteśmy mile widziani w hotelowych restauracjach. Więc tak naprawdę wydatki są bardzo niewielkie i dotyczą głównie przyjemności.

Jak pandemia wpłynęła na pracę rezydentów?

- Bardzo nieliczni z nas dostali możliwość pracy tego lata i zimy. Powracaliśmy do Polski, żeby tu przeczekać pandemię. Paradoks Afryki polega na tym, ze przeciętny mieszkaniec żyje za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie, ale życie na europejskich warunkach jest tam droższe niż w Europie. Wynajem mieszkania na strzeżonym, bezpiecznym osiedlu kosztuje więcej, niż podobne mieszkanie kosztowałoby w Warszawie, a innej pracy tam nie dostaniemy.

Jak postrzegasz szanse na powrót pracy rezydentów?

- Myślę, że im szybciej społeczeństwo zostanie zaszczepione, tym szybciej odżyje turystyka. Biura turystyczne mają nadzieję, że tego lata zbliżymy się do liczb z 2019 roku. Ale pewnie decyzje będą podejmowane z opóźnieniem, zależnie od zdejmowanych obostrzeń na ostatni moment przed sezonem, czyli w okolicach maja i czerwca. To, co było wcześniej standardem, teraz stało się niedostępnym marzeniem. Dzięki pandemii doceniliśmy normalność i wierzę, że ludzie, którzy kochają podróżować, nie mogą się doczekać powrotu tej normalności, a to da ponownie pracę rezydentom.

Trójmiejski rynek pracy to różnorodność i ciągłe, dynamiczne zmiany. Ciekawe, niszowe profesje i zawody, które w chwilę zdobywają popularność. Chcemy pokazać czytelnikom nie tylko warte poznania profesje, ale także niezwykłych ludzi, którzy z pasją opowiadają o swojej pracy. Temu ma służyć cykl wywiadów "Ciekawe zawody".

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (83)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Pracodawcy w Trójmieście

Forum

Najczęściej czytane