• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ciekawe zawody: praca na amerykańskim statku badawczym Nautilus

Agnieszka Śladkowska
3 października 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Martyna Graban pracę jako starszy oficer na statku eksploracyjnym EV Nautilus zaczęła trzy lata temu. Jest jedyną Polką w międzynarodowej ekipie. Martyna Graban pracę jako starszy oficer na statku eksploracyjnym EV Nautilus zaczęła trzy lata temu. Jest jedyną Polką w międzynarodowej ekipie.

Tym razem o niezwykłej pracy na statku badawczym, badaniu niespotykanej flory i fauny, wraków statków i ekspedycjach z National Geographic, w kolejnym wywiadzie z cyklu "Ciekawe zawody", opowiedziała Martyna Graban. W ubiegłym miesiącu zawód technika kryminalistyki przybliżył nam Wojciech Wojtczak. Kolejny wywiad już za miesiąc.



Jak zaczęła się twoja przygoda na morzu? Często osoby, które wybierają nawigację, po prostu kochają morze lub kierują się rodzinną tradycją.

Dla którego z punktów zdecydował(a)byś się zmienić pracę?


Martyna Graban: To prawda, ja po prostu "kocham morze". Jako pierwsza w rodzinie wybrałam zawód związany z morzem. Choć nie wyobrażałam sobie życia z dala od morza, długo nie mogłam się zdecydować, jaki kierunek studiów wybrać. Nie byłam pewna, czy sobie poradzę. Nie znałam nikogo, kto zachęciłby mnie do studiowania nawigacji, i chyba nie byłam do końca pewna, czy to właściwa droga. Dlatego po maturze wybrałam Akademię Morską, ale nie kierunek morski, a towaroznawstwo i zarządzanie jakością. Na pierwszym roku poznałam sporo wspaniałych, inspirujących ludzi z nawigacji, którzy z wielką pasją opowiadali o morzu, o pracy na statkach, o praktykach na Darze Młodzieży. Dowiedziałam się więcej, czego się uczą, poczytałam o przedmiotach, takich jak astronawigacja, nawigacja terestryczna, oceanografia. To wszystko sprawiło, że oczy zaświeciły mi się na myśl o nowym wyzwaniu i nowej drodze życia. Zaliczyłam pierwszy rok towaroznawstwa, ale jednocześnie czekałam na wyniki rekrutacji na wydziale nawigacyjnym. Dostałam się i zaczęłam od początku, tym razem na nawigacji.

Nie obawiałaś się, że twoja przyszła praca będzie z dala od rodziny?

- Wręcz przeciwnie, praca w morzu to jedna z największych zalet tego zawodu. Nie wyobrażam sobie życia z dala od morza. Fakt bycia z dala od rodziny jest oczywiście trudny, ale dziś coraz częściej statki zapewniają dostęp do internetu, co pomaga w kontaktach z bliskimi poprzez różne aplikacje, jak Skype czy Whatsapp.

Dla kobiet wybór pracy na morzu wyklucza założenie rodziny?

- Oczywiście, że nie! Dlaczego miałby wykluczać? Jest wiele kobiet pracujących na morzu na różnych stanowiskach, które założyły rodzinę, mają dzieci. Na statkach można pracować w różnych systemach, podpisując krótsze kontrakty. Ja zazwyczaj pływam na pięcio-, sześciomiesięcznych, ale są kontrakty, które trwają tylko kilka tygodni. Wtedy z pomocą rodziny kobieta może połączyć pracę na morzu z rolą mamy. Znam wiele kobiet, którym się to z powodzeniem udaje.

Kiedyś kobieta na statku była traktowana jak początek zagłady. Takie przesądy nadal funkcjonują?

- Jest wiele morskich tradycji i przesądów. Jednak należy pamiętać, że to dwie zupełnie inne sprawy. Tradycje morskie należy bezwzględnie szanować, natomiast przesądy traktować z przymrużeniem oka. Przesąd o kobiecie przynoszącej pecha zrodził się z przekonania, że statek może być zazdrosny o panie na statku. Dlatego też przesąd ten powinien być traktowany jako żart i mężczyźni raczej nie mówią tego na poważnie, panie natomiast nie powinny się obrażać, gdy słyszą takie stare marynarskie powiedzenia. Na statku, na którym pływam, obecnie pracują dwie kobiety - ja oraz stewardessa. Natomiast często podczas ekspedycji w morze płyną z nami kobiety - cenione panie profesor biologii, chemii, panie inżynier, które np. świetnie operują kamerami i aparatami fotograficznymi pod wodą. Nie mieliśmy nigdy pecha z tego powodu, wręcz przeciwnie. Są to zawody wymagające niezwykłej precyzji, ambicji, wytrwałości, nauki oraz doświadczenia. Razem z dziewczynami wzajemnie się wspieramy, motywujemy do dalszej pracy oraz rozwijania swoich pasji.

Czy praca na statku badawczym jest ciekawsza od tej na innych jednostkach?

- Pracowałam na różnych statkach - na promach, kontenerowcach, luksusowych żaglowcach pasażerskich, gigantycznych statkach pasażerskich, a teraz na eksploracyjnym Nautilusie. Bez wątpienia stwierdzam, że praca na statku badawczym to zupełnie inna praca i do tej pory najciekawsza. Pracę na statku planujemy razem z grupą naukowców. Podczas ekspedycji nigdy nie wiemy, jak zakończy się dzień, trzeba mieć zawsze kilka planów "b". Dużo nauczyłam się przez te trzy lata od grupy naukowej, bliżej poznałam podwodny świat, który ukrywa jeszcze wiele tajemnic. Doktor Robert Ballard, właściciel statku, zawsze podkreśla, że Nautilis to "exploration vessel" (statek poszukiwawczy) oraz "research vessel" (statek badawczy). Nie tylko badamy, ale również odkrywamy. Z odrobiną szczęścia podwodne aparaty sfilmują stworzenia morskie, które nigdy do tej pory nie były widziane ludzkim okiem. Są to czasem całe kolonie ośmiornic albo różne nowe, niezbadane rodzaje rekinów. Często badamy miejsca bardzo odległe, niedostępne dla ludzi bez specjalnego pozwolenia od organizacji rządowych i pozarządowych. W tym roku zatrzymaliśmy się na kilku bezludnych wyspach i kilku takich, które zamieszkiwane są przez np. 15 ludzi. To było również wielkie wydarzenie dla tubylców, bo statki zawijają tam może raz, dwa razy w roku. Niezwykle ciekawą postacią jest sam właściciel statku. To słynny badacz głębin morskich, geolog morski, geofizyk i oceanograf, oficer Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Zyskał sławę, odkrywając w 1985 r. wrak Titanica oraz wrak niemieckiego pancernika Bismarck. Ma na swoim koncie wiele naukowych odkryć i nowych potwierdzonych teorii. Wszystko, co robimy na Nautilusie, można oglądać na żywo online na stronie internetowej nautiluslive.org. Na stronie można znaleźć również wiele przepięknych zdjęć i filmów z kamer z podwodnych robotów oraz można uczestniczyć w ekspedycji poprzez chat. Nautilus to organizacja non profit, która ma na celu edukację ludzi na całym świecie. Nie badamy dna oceanów dla celów komercyjnych, tylko naukowych.


Która ekspedycja była dla ciebie najciekawsza?

- Każda jest inna i każda jest niezwykle ciekawa. Jednak tegoroczna ekspedycja była naprawdę wyjątkowa. W sierpniu statek wyczarterowała grupa filmowców z National Geographic, aby nagrać film na temat poszukiwania Amelii Earhart, amerykańskiej pilotki. Amelia była pierwszą kobietą, która w 1928 r. przeleciała nad Atlantykiem jako pasażer i pierwszą, która już jako pilot uczyniła to samotnie w 1932 r. - jako druga samotna osoba na świecie. Amelia to bohaterka amerykańska, która udowodniła, że niemożliwe nie istnieje. Śmierć Amelii to jedna z największych tajemnic w historii. Zaginęła podczas próby okrążenia kuli ziemskiej i choć rząd USA wydał około czterech milionów dolarów na akcje poszukiwawczą, jej ciała ani samolotu nie odnaleziono. Nie potwierdzono także, że znalezione po kilku latach kości na wyspie Nikumaroro na Pacyfiku należą do Amelii. Nautilus wyruszył na ekspedycję właśnie po to, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie, co się stało z Amelią. Zajmowaliśmy się szukaniem na dnie oceanu wraku samolotu. Współpracowaliśmy również z innym, mniejszym statkiem, który zajmował się poszukiwaniem na wyspie - byli tam m.in. archeolodzy, nurkowie oraz psy poszukiwawcze.


Świetna historia, znaleźliście wrak?

- Nie mogę powiedzieć. Wszyscy uczestnicy ekspedycji podpisali oświadczenie, że nie będą dzielić się wiadomościami po zakończonej wyprawie. Można będzie za to obejrzeć film 20 października na kanale National Geographic. Będzie tam dużo fragmentów z codziennej pracy na statku Nautilus, dużo historii Amelii oraz będzie pokazana sama wyspa Nikumaroro, którą przeszukiwaliśmy.

Jak dostałaś się do ekipy Nautilusa? Jest ktoś jeszcze z Polski?

- Nie, część badawcza to Amerykanie, a załoga to miks narodowości. Dostałam się tradycyjną drogą. Wysłałam CV, list motywacyjny, przeszłam kilka wywiadów i dostałam propozycję. Pracowałam wtedy na statku pasażerskim i nie myślałam o zmianie, jednak kiedy zobaczyłam ogłoszenie o pracy na stanowisku oficerskim na EV Nautilus, postanowiłam, że spróbuję, i zostałam przyjęta.

Czy zmiana rodzaju statku mocno odbija się na wynagrodzeniu?

- Tak, wynagrodzenie zależy od typu statku, od jego rozmiaru. Zazwyczaj im większe statki, tym wyższe zarobki. Tak samo, jeśli praca wiąże się z większym zagrożeniem. Organizacja ITF (International Transport Federation) ustala minimalne wynagrodzenie dla wszystkich marynarzy, określa też minimalny czas i maksymalny czas pracy oraz odpoczynku. Z tego, co pamiętam, to minimalne wynagrodzenie wynosi 1 tys. dolarów. Najwyższe wynagrodzenia, o których słyszałam, to 15 tys. dolarów na stanowisku kapitana.

Takie kwoty przekonują do pracy na morzu?

- Z całego serca odradzam pracę na statku każdemu, kto kieruje się przy wyborze jedynie zarobkami. Kiedyś zawód marynarza kusił zarobkami i zwiedzaniem świata. Teraz bez problemu znajdziemy te atuty również w pracy na lądzie. Owszem, mam możliwość zobaczenia miejsc, o których marzą podróżnicy, ale żeby się tam dostać, najpierw przez kilka tygodni zmagaliśmy się z silnymi wiatrami, wysoką falą oraz innymi nieprzyjemnościami, takimi jak błędy techniczne sprzętu, rozłąka z bliskimi, często brak komfortu na statku. A "wycieczka" po lądzie trwa zazwyczaj maksymalnie parę godzin i można wracać. Na statku nie ma wakacji, wolnych niedziel czy świąt. Pracujemy w systemie wachtowym każdego dnia. Marynarz to bardzo specyficzny zawód. Jeśli komuś jest bardzo trudno zostawić rodzinę i przyjaciół na kilka miesięcy, to żadne pieniądze nie są tego warte. Czasami rejsy są bardzo długie i statek długo nie zawija do portu. W tym roku Nautilus był w tak odległym miejscu na oceanie, że astronauci z International Space Station byli bliżej nas niż inni ludzie na ziemi. Jest to zawód, dla którego trzeba poświęcić kawałek swojego życia, dlatego myślę, że ma to sens tylko wtedy, gdy ktoś pracuje na morzu z pasją, bo kocha to, co robi.

Jakie cechy są potrzebne, żeby poradzić sobie tyle miesięcy na morzu?

- Trzeba być elastycznym, tzn. umieć odnaleźć się w różnych sytuacjach, do tego być opanowanym, nigdy nie dać się sprowokować, nie panikować w sytuacjach niecodziennych, czasem sytuacjach zagrożenia. Szybko podejmować decyzje, być ich pewnym i pewnym siebie. Do tego ważna jest siła zarówno psychiczna, jak i fizyczna. Jednocześnie trzeba szanować morze i mieć pokorę dla natury, bo to ona jest zawsze silniejsza.

Praca marynarza jest stresująca?

- Jest wymagająca. Jest dużo niecodziennych sytuacji związanych z pogodą, huraganami, sztormami, czasem z błędem technicznym sprzętu. W swojej karierze miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji, jednak zawsze mam zaufanie do siebie oraz do swojej załogi. Wiem, że możemy na siebie liczyć i że jesteśmy odpowiednio przygotowani i przeszkoleni. Często robimy symulacje, ćwiczymy poprawne reakcje, tak żeby w sytuacji zagrożenia nie panikować. Każdy marynarz przechodzi serię szkoleń m.in. pierwszej pomocy, pożarowych. Jeszcze zanim wejdzie na statek musi udowodnić, że wie, jak się zachować, gdy pojawi się niebezpieczeństwo.

Wyobrażasz sobie robić coś innego?

- Nie, nie wyobrażam sobie. Morze i statek to mój drugi dom.

Trójmiejski rynek pracy to różnorodność i ciągłe, dynamiczne zmiany. Ciekawe, niszowe profesje i zawody, które w chwilę zdobywają popularność. Chcemy pokazać czytelnikom nie tylko warte poznania profesje, ale także niezwykłych ludzi, którzy z pasją opowiadają o swojej pracy. Temu ma służyć cykl wywiadów "Ciekawe zawody".

Opinie (145) ponad 20 zablokowanych

  • A może kiedyś wywiad z tymi zwykłymi ludźmi? (3)

    Wiecie, pokazać mieszkanie z kredytem, niezrealizowane marzenia, rozczarowania. Tęsknoty, nadzieje, pragnienia, namiętności. Może jakaś pani z dużego supermarketu, może jakiś kierowca autobusu. Może urzędnik.
    Pokażmy trochę życia. Tego, które jest najbliżej nas.

    • 34 2

    • Cykl jest zatytułowany "ciekawe zawody".

      I takie też są tu przede wszystkim pokazywane.
      A z kierowcą autobusu możesz sobie na pętli pogadać :)

      • 4 6

    • Dokładnie, czekam na serię artykułów normalnych ludzi i ich codziennego życia

      a nie "kobiety, które osiągnęły sukces", a tam czytasz, że "po latach w korporacji miałam dość..." i "kupiliśmy domek w Sopocie i wyremontowaliśmy go"... albo "po 3 miesiącach podróży po świecie podjęłam decyzję: czas na własną restaurację"...

      • 2 0

    • juz to widze :)

      Grazyna z Banina: "po 12 latach małżeństwa podjęłam decyzję, że zachodze w 5 ciąże, bo Mieczysław jako dżentelmen nigdy nie bije cieżarnych"

      Andrzej z Chrubięży: "wyszedłem do sklepu po wódkę, i nagle mnie olsniło! postanowiłem pomalować płot. niestety, po wjesciu do castoramy okazało się, że nie styka mi nawet na pędzel"

      • 3 0

  • SMT (9)

    - zapraszam do firmy majacej biura w Spot nazywajacej sie SMT. zakldam ze bedac normalnym psychicznie to po polrocznym kontrakcie schodzisz ze statku jako wrak umyslu i trzeba duzo czasu na ladzie aby dojsc do siebie . stare statki i mobing to norma ! zostaja tam ludzie o specyficznej psychice czesto zastraszeni i w sytuacji zyciowej bez wyjscia .

    • 18 3

    • "w Spot" czyli w Sopocie (5)

      zgadzam się tam niestety ze wzglądu na wysokie zarobki u Norwegów jest duży mobing i traktują bardzo słabo załogi.

      • 3 0

      • Chamstwo to sam widzialem pracujac kiedys na statku norweskiej (4)

        kompanii NCL. Norwescy oficerowie po kryjomu lajdaczyli sie z amerykanskimi babami pracujacymi w zalodze hotelowej. A ja pracowlem w silowni i jak po wachcie wyszedlem na gorny poklad to dostalem ostrzezenie ze nastepnym razem ukaraja mnie potraceniem z zarobkow. Nie wolno bylo zalodze maszynowej kontaktowac sie i w ogole pokazywac sie pasazerom(kom). Norwedzy maja jednak pogiety dekiel i takze sa falszywi i klamliwi. Po dwoch miesiacach zrezygnowalem z pracy u nich i zszedlem ze statku w Miami.

        • 4 1

        • "Pogięty dekiel" mają też Duńczycy. Gorsi od Norków.

          • 2 0

        • Dlatego lubili faszystow.
          Do dziś czerpią z ich pomysłów.
          Zaklamany naród

          • 2 1

        • (1)

          A ja byłem wrecz zachęcany przez kapitana do wychodzenia po pracy do pasażerów, rozmowy z nimi, korzystania z baru na koszt firmy. Ale prawda jest, że mogliśmy figlować tylko z załogą. Wszelkie flirty z pasazerkami były zakazane. Jedliśmy oczywiście w tych samych knajpach co pasażerowie.

          • 0 0

          • ale tu pisał motorzysta a nie oficer i to pokładowy

            • 2 0

    • Byłem kiedyś na chłodniowcu ze Star Reefers z luźmi, którzy uciekli z SMT. Mówili, że skrót SMT znaczy Szykuj Matko Trumnę.

      • 2 0

    • nie bez powodu nazywają ich

      stutthof, majdanek, treblinka

      • 0 0

    • Zaliczyłem kontrakty we wszystkich tych kompaniach , agencjach swojego czasu Smt, Polmarine, Chipolbrok, Baltyk i Oceany, wszystko jest kwestia podejcia jak się człowiek nastawi, ale za każdym razem słyszałem co do opinii o firmie, że to już stare czasy, wiele się zmieniło od tamtych czasów, kiedyś tak było teraz jest inaczej, heh

      • 0 0

  • "Najwyższe wynagrodzenia, o których słyszałam, to 15 tys. dolarów na stanowisku kapitana."

    to mało słyszałaś, szczególnie jeśli chodzi o pensje dla Angoli i Norwegów ale i Polacy czasem mają ich stawki.

    • 13 4

  • Amerykanie zawiedzieni: Nautilus bada nieciekawe prace na statkach

    • 1 1

  • Ładna (1)

    • 12 1

    • Dostala prace chociaz w amerykanskich CV (resume) nie ma obowiazku

      zamieszczac swojego zdjecia. Moze jednak zamiescila... Zaden grzech...

      • 2 2

  • żona by mnie nie puściła w rejs z panią Martyną :) (2)

    nawet na 4 tygodnie

    • 12 5

    • Jak znam takich jak Ty

      To Wam wystarczy na poczte wyjsc I tez cos sobie przygruchacie...

      • 8 1

    • Jeżeli żona by ciebie nie puściła w rejs to znaczy że nie ty jestes kapitanem w domu.

      Slabeusz jestes a nie kapitan.

      • 10 2

  • Z taka pania

    To zapewne rejsy sa wporzadku hehe

    • 5 7

  • Kiedyś (1)

    Kobieta na statku to był zły omen a marynarze skrobali ślady stóp.
    Pamiętajcie też żeby nie gwizdać na pokładzie bo możecie być zostawieni na rei masztu do końca wachty!

    • 7 4

    • A ja zawsze lubilem gwizdac piekne arie operowe.

      Tylko stary ciesla okretowy wsciekal sie kiedy to slyszal.

      • 2 0

  • Napewno ma tam ręce pełne roboty.....

    no ale teraz to kobiety pchają się wszędzie...

    • 5 7

  • Spojrzałem na fotkę... (1)

    i przypomniał mi się taki stary film, klasyk gatunku: "Statek miłości"... Ehhh, stare dzieje... Pozdro dla kumatych! ;)

    • 13 2

    • To taki serial telewizyjny byl kiedys pt. "The Love Boat".

      Bardzo fajny ale rzeczywista sluzba na statkach wycieczkowych wcale jest nie taka pelna milosci. Budzono nas o 6:00 rano. Sniadanie o 7:00. Praca zaczynala sie punktualnie o 8:00. Przerwa na obiad o 12:00 cala godzine. O 16:00 podwieczorek i kolacja o 7:00. Po kolacji prawie codziennie nadgodziny do 22:00. Tak przez caly tydzien bez zadnego dnia wolnego. Jak zapytalem chiefa engineera czy sa jakies dni wolne to odpowiedzial mi ze jak skonczy sie moj kontrakt za 3 miesiace to moge sobie wziasc tyle dni wolnych ile zechce. Tak ze praca na wycieczkowcach nie ma nic wspolnego z pieknym serialem "The Love Boat".

      • 5 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Pracodawcy w Trójmieście

Forum

Najczęściej czytane